niedziela, 15 lutego 2009

ta meta ta physika



Podzielę się z Wami ostatnią moją natrętną myślą. Od jakiegoś czasu chodzi za mną taka idea, że Jezus Chrystus mógł zbudować swój "program", "nauki", "misję" na bazie przeżytego doświadczenia ze śmiercią kliniczną i powrotem do życia. Nie umiem wskazać biblijnego momentu kiedy takie zdarzenie mogło mieć miejsce, a raczej, dobrać z historii oficjalnie przekazanej w 4 synoptycznych ewangeliach jakiegoś szczególnego miejsca i czasu który potwierdzałby moją kontrowersyjną tezę, no ale wiemy np. o 40 dniach które spędził na pustyni, będąc kuszonym. 40 dni to bardzo dużo czasu, można zejść z wycieńczenia, upału, głodu, pragnienia. Od tego kluczowego momentu można zauważyć zaktywizowanie działań Jezusa *). Coś przeżył (w dosłownym tego słowa znaczeniu - PRZEŻYŁ). Czyż nie jest to ów dowód, którego każdy z nas wygląda, lub którego nie dostrzega mówiąc, nie da się udowodnić, że jest życie po życiu, że coś z nas nie umiera, że coś nas czeka?

Relacje znane dzięki różnych mniej lub bardziej wiarygodnym naukowcom (sztandarowy przykład Raymonda A. Moody, czy Ian Wilsona) w jakimś sensie pokrywają się z tradycją przekazywaną od starożytności i średniowiecza jeśli chodzi o wyobrażenia życia po śmierci, mamy tradycje stawania przed bramami nieba, mamy sąd nad życiem, pojęcie ulotnej duszy, relacje ludzi którzy przeżyli śmierć kliniczną opowiadający o niemal "rajskich" realiach tego co widzieli, niesamowitym spokoju i zadowoleniu z nowego stanu itp.


Oczywiście jak to jest naprawdę nikt nie wie. Racja. Ale tradycja być może przekazuje nam jakąś zdeformowaną prawdę (czyli jeśli indianin umrze - spotyka po tamtej stronie duchy samanów czy innego manitu, jeśli umrze katolik, mówi o Św. Piotrze, Jezusie, Archaniole Michale itp.). Troje ludzi patrzących na wypadek widzi to samo ale inaczej. Ale coś widzi, nieprawdaż?

Przez całe życie uważałem się za ateistę. Lecz moja definicja tego ateizmu zbliża mnie do agostycyzmu, albo jakiegoś tumiwisizmu - czyli nie oceniać już teraz, nie twierdzić że jest lub nie ma. Zachować na końcu mózgu że może jest i żyć tak by nikogo nie krzywdzić. No ale jak napisałem na początku, może ta zimowa depresja uaktywniła we mnie jakieś "magiczno-mistyczne" myślenie....


*) Oczywiście być może moment taki można dać na zmartwychstanie, wszak na tym fakcie oparta jest cała wiara chrześcijańska, nic tak nie rzuca się w oczach w pismach wczesnych chrześcijan, jak właśnie to że Jezus zmartwychstał, nadto że nauczał o Królestwie które ma nadejść za ŻYCIA każdego. Być może WIELE z jego nauk zostało podanych uczniom po tym jak powrócił po ukrzyżowaniu (fizycznie? duchowo? wszak zaginęło ciało). Spekulacja czysta, ale kusząca.

Jako tło do dzisiejszych rozważań proponuję utwór Jimmiego Page'a z płyty Death Wish II soundtrack - A Shadow In The City
Posłuchaj obadaj

Brak komentarzy: